Zabiłem ale naprawdę nie chciałem:(
Zawsze kiedy kot teścia obsika coś w domu to się odgrażałem że gnojka przejadę i przerobię na czapeczkę ale prawda jest taka że dużo krzyczę a tak na prawdę to muchy zabić nie potrafię,za mientki jestem.Na szczęście kocur sam zaginą ale teść dziwnie luka na mnie jak by podejrzewał że mam z tym coś wspólnego.Ale dość tłumaczenia się,przechodzę do sedna a mianowicie.Pewnego dnia minionego urlopu budowlańcy coś się szybko zawinęli i pomyślałem że uda mi sie wymknąć na rybki,pozamykałem domek i mknę przez przyszły ogródek do auta,a tu na mej drodze cuś sie wykopuje,kurde kret sobie myślę i to na moim przyszłym nie doszłym trawniku.Więc w tył zwrot i na paluszkach spowrotem po łopatę.Przyczaiłem się a kopczyk rośnie no to wbiłem szpadel i do góry z nim.No i dorwałem gnojka,wyglądało że nic mu nie jest bo zasuwał po powierzchni jak torpeda no to go do doniczki i jako że chciałem zamordować ale jak zawsze wymiękłem no i postanowiłem wywieźć bidoka za rzeczkę żeby ani on ani jego dzieci nie zjadły kiedyś mojej trawy.Ale niestety chyba pikawa mu nie wytrzymała i wykorkował mi w tej doniczce.No trudno będę musiał z tym jakoś żyć.Oto denat.